niedziela, 21 sierpnia 2016

Rozdział 6.

Fani serialu Sherlock z BBC (i oczywiście genialnych książek Sir Artura Conan Doyle'a) chyba wyczują w tym rozdziale pewne nawiązania ☺ Jestem ciekawa, kto znajdzie! 
Ten rozdział napisałam jakiś czas temu, ale nie podobał mi się i miałam opory przed wstawieniem go. Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny. Jeśli przerwa będzie długa, to poinformuję was w osobnym poście. Miłego czytania, liczę na szczere komentarze!
_________________________
Madeline Adler przechadzała się korytarzem lochów. Czekała na kogoś. Była dobrze ukryta pod zaklęciem kameleona i kilkoma podobnymi, które wyciszały jej kroki i rozpraszały potencjalnego odkrywcę jej obecności. Nie było szans, żeby ktokolwiek ją wykrył.

Dziewczyna zaczęła się denerwować, gdy minuty mijały, a osoby, z którą się umówiła, nadal nie było. Niecierpliwie poprawiła włosy, które opadały jej niesfornymi kosmykami na czoło. Zazwyczaj zdyscyplinowane, tym razem nie chciały się ułożyć. Puchonka ucieszyła się, gdy usłyszała kroki, jednak kiedy na horyzoncie zamajaczyła ruda głowa Ginny Weasley, Madeline wykrzywiła usta w grymasie. Jeszcze jej tutaj brakowało.

Ciemnowłosa zaczęła przyglądać się Gryfonce. Były w tym samym wieku, jednak nigdy nie miały dobrego kontaktu. Na nielicznych zajęciach, które miały razem, Puchonka starała się trzymać od niej jak najdalej. Weasleyówna i ta cała świta Chłopca-Który-Przeżył denerwowała ją jak mało kto. Szczególnie, że Adler zazdrościła Ginny nieskazitelnej cery. Sama miała problemy z trądzikiem i nawet jej duże, błękitne oczy i kruczoczarne włosy nie odciągały wzroku od zeszpeconej twarzy.

Szczerze powiedziawszy, dziewczyna nigdy nie pogodziła się z tym, że trafiła do Hufflepuffu. Od dzieciństwa chciała być w Slytherinie. Podziwiała opanowanie, spryt i zaradność absolwentów domu Salazara. Przy tym sprawiedliwość, uczynność i tolerancja, którą powinni wyróżniać się uczniowie z jej domu wypadała blado. Nie mówiąc już o tym, że większość z nich nie wyróżniała się absolutnie niczym, może poza skrajną tępotą. W wyborze na jednego z reprezentantów Hogwartu w Olimpiadzie Magicznej widziała swoją szansę na zabłyśnięcie i zyskanie nieśmiertelnej sławy i uznania.

Blond czupryna pojawiła się na końcu korytarza, tuż za plecami Ginewry Weasley. Madeline nikomu tak w tamtej chwili nie zazdrościła, jak tej przeklętej Gryfonce. Chciała, by ktoś patrzył na nią w taki sposób. Chciała, by on patrzył na nią w taki sposób. Nawet, jeśli z jego ust miałyby wypływać tak obraźliwe słowa jak w tamtym momencie. Na razie musiało jej wystarczyć to, że zgodził się z nią spotkać. Malfoy mógł sobie myśleć, że nikt nie zauważa jego ukradkowych spojrzeń, które rzucał w kierunku pewnej Gryfonki, ale tak naprawdę cała szkoła aż huczała od plotek. Oczywiście plotkowano na tyle, na ile pozwalał instynkt samozachowawczy. Nikt nie zapomniał, po której stronie w wojnie stał Draco.

Jej rozmyślania przerwało pojawienie się Filcha i McGonagall, którzy wlepili wspomnianej wyżej dwójce szlabany i punkty karne. Adler naprawdę czasami zastanawiała się nad zdrowiem psychicznym niektórych. Na miejscu swoich rówieśników nałożyłaby na siebie stos zaklęć kamuflujących, co zresztą uczyniła. Gdy sytuacja się wyklarowała i Opiekunka Gryffindoru oddaliła się ze swoimi pupilkami, Madeline podążyła za charłakiem i blondynem. Szli w ciszy, ale wyczuwało się tężejącą w powietrzu złość.

Kiedy otworzyło się przejście do Pokoju Wspólnego Slytherinu, dziewczyna wślizgnęła się tam tuż za Ślizgonem. Pomieszczenie było puste, ogień w kominku wygaszony. Młody Malfoy, nie zdając sobie sprawy z obecności Puchonki, kopnął w furii krzesło, które przewróciło się na kamienną posadzkę, hałasując.

- Uważaj, bo obudzisz swoich przyjaciół, Draco. - Adler zdjęła z siebie zaklęcia i spojrzała na zaskoczonego Ślizgona z krzywym uśmieszkiem. - Spóźniłeś się.

- Skoro byłaś tak świetnie ukryta, to zapewne widziałaś, dlaczego - odparł, od razu odzyskując rezon i wracając do swojego stylu bycia. Był świetnym aktorem, musiała to przyznać.

- Kamuflaż to autoportret, Draco - powiedziała tajemniczo, siadając na kanapie. Chłopak poszedł w jej ślady. Dzieliło ich teraz tylko kilkadziesiąt centymetrów.

Madeline przećwiczyła tę rozmowę kilkanaście razy, siedząc przed lustrem w swoim dormitorium, pomiędzy lekcjami a spotkaniami z Flitwickiem. Mimo to wiedziała, że coś może pójść nie po jej myśli.

- Dlaczego chciałaś się spotkać?

- Porozmawiajmy. Lubisz zagadki, Draco?

Malfoy był zdziwiony tym pytaniem, ale maska chłodnego zainteresowania nadal była na miejscu. Nie spieszył się z odpowiedzią, Madeline to widziała. Chciała zrobić na nim wrażenie, problem był taki, że nie wiedziała jak.

- Lubię. Nie byłbym Ślizgonem, gdybym odpowiedział inaczej.

- To tak jak ja - powiedziała, poprawiając długie, ciemne włosy. Chciała coś dodać, ale przerwał jej chłodny głos chłopaka.

- Dlaczego chciałaś się ze mną spotkać, Adler? - ponowił pytanie, patrząc na nią przenikliwie. Czuła, że topi się pod tym spojrzeniem. Miała nadzieję, że nie ma głupiej miny. - Jeśli miałaś ochotę porozmawiać, miałaś do dyspozycji cały Hufflepuff. Chociaż na twoim miejscu też szukałbym kogoś inteligentnego do rozmowy.

Kpiący uśmieszek leniwie wpłynął na jego usta. Puchonka próbowała zebrać myśli. Dzisiejszego wieczora dowiedziała się, dlaczego tiara nie umieściła jej w upragnionym Slytherinie. Nie była stworzona do gierek.

- Mam dla ciebie propozycję, Draco - nareszcie udało jej się odezwać w miarę normalnym głosem. Opanowała się i spojrzała mu w oczy. Miała nadzieję, że nie zabrzmi zbyt melodramatycznie. Chciała, by się zgodził.

*

- Szlaban z Malfoyem u Filcha! To chyba najgorsze, co mogło mi się przytrafić - narzekała rudowłosa Gryfonka od dobrych kilkunastu minut.

- Wolałabyś Snape'a? - zaśmiała się Hermiona. - Z chęcią się zamienię. Oni przynajmniej nie będą wydzierać ci się do ucha.

- Masz rację. Co nie zmienia faktu, że przebywanie z tymi dwoma w jednym pomieszczeniu jest dość traumatyczne. Nie wiem, jak wytrzymam z Malfoyem te kilka godzin. Obyśmy nie musieli robić czegoś wspólnie.

Szykowały się właśnie do snu, zakładając piżamy i rozmawiając. Ginny próbowała zapleść niesforne włosy przyjaciółki w warkocz, który wytrzymałby dłużej niż kilka minut. Westchnęła, zdenerwowana. Następnym razem użyje magii, by okiełznać szopę Hermiony.

W tym roku do Hogwartu poszło bardzo niewielu czarodziejów, dlatego nierzadko młodsze roczniki dzieliły sypialnie ze starszymi. W wojnie z Voldemortem zginęło zbyt wiele młodych, niewinnych osób. Mimo to niewielka frekwencja we wrześniu była zaskoczeniem dla Grona Pedagogicznego i reszty uczniów. Być może Olimpiada Magiczna była sposobem, by zachęcić kolejne roczniki do przybycia do szkoły.

- Znając usposobienie naszego kochanego Filcha, na taryfę ulgową nie masz co liczyć - mruknęła Granger. - Za to możesz pomyśleć o przyjemniejszych aspektach tego szlabanu.

Starsza dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem. Nie zapomniała o swojej niedawnej rozmowie z Remusem. Odkąd wilkołak otworzył jej oczy szerzej na pewne sprawy, sama zaczęła bacznej obserwować Malfoya. Zauważyła, że chłopak faktycznie przygląda się Ginny w sposób, który większość osób uznałaby za spojrzenia rzucane na wyjątkowo nieprzyjemnego insekta, jednak bardziej domyślne osoby dopatrzyłyby się w tym objawów zainteresowania. Hermiona nie wiedziała na ile jest to zwykły fizyczny pociąg do urodziwej przedstawicielki płci przeciwnej, a na ile prawdziwe uczucie. Nie przeszkadza to jednak w lekkim popchnięciu młodej Weasleyówny w stronę blondyna, nieprawdaż?

- Co masz na myśli? - ruda skrzywiła się. - Chyba nie myślisz o tej tlenionej fretce?

- Nie mów, że nie zauważyłaś tych spojrzeń, które ci rzucał.

- Masz na myśli te "giń-zdrajco-krwi" czy raczej te w stylu "śmierdzisz".

Obie dziewczyny zaśmiały się perliście. Włosy Hermiony ostatecznie wyswobodził się z warkocza i teraz odstawały na wszystkie strony. Dziewczyna ostatecznie pogodziła się z tym faktem i okryła się szczelnie kocem, sięgając po obszerny tom, który ostatnio wypatrzyła w Bibliotece. Tytuł na okładce głosił, że kilka następnych godzin spędzi z "Najpotężniejszymi czarodziejami XII i XIII wieku".

- Mówię serio. - odparła Granger, gdy w końcu się uspokoiły. - Przyjrzyj mu się następnym razem.

- Nie wygłupiaj się. Nawet, gdyby to była prawda, to i tak nie miałoby przyszłości. Jesteśmy kompletnie różni. Nasze rodziny walczą od pokoleń.

- Wiesz dobrze, że to nie ma znaczenia. - Starsza Gryfonka pokręciła głową. - Gdyby mnie pokochał jakiś Ślizgon, to najpierw też bym nie była pewna, czy jego uczucie jest prawdziwe. Jeśli jednak przekonałby mnie, to nie miałabym żadnych oporów.

- Ale na razie jedynym Ślizgonem z jakim się zadajesz jest Snape - zachichotała Ginny.

- Nawet mnie nie denerwuj.

Dziewczyny skwitowały tę wymianę zdań kolejnym wybuchem śmiechu. Rozmawiały aż do świtu, nie przejmując się zmęczeniem i czekającymi je następnego dnia lekcjami. Brunetka porzuciła pomysł nocnego czytania na rzecz czasu spędzonego z przyjaciółką, co nie często jej się zdarzało. Nawet wizja kolejnych zajęć ze Snapem nie wydawała się już Hermionie tak odpychająca. Miała wsparcie i to było dla niej najważniejsze. Gdy Ginny spojrzała na nią, wiedziała, że jej przyjaciółka poradzi sobie z pierwszym zadaniem Olimpiady. Była najsilniejszą osobą, jaką Weasley miała okazję poznać.

*

Draco miał wielką ochotę wypić szklaneczkę Ognistej. Albo dwie. Wpatrywał się w buchający w kominku ogień od dobrych kilku godzin. Nie miał siły, by wstać i pójść do swojego dormitorium. Rozmowa z Puchonką wytrąciła go z równowagi. Widocznie dziewczyna była naprawdę zdesperowana, skoro postanowiła mu zaproponować taki układ. Naprawdę bardzo grzecznie ją wyprosił. Powstrzymał się nawet od wygłoszenia jednej z miażdżących uwag, które  cisnęły mu się na usta. I pomyśleć, że czasami zastanawiał się, dlaczego Adler trafiła do Hufflepuffu.

Chłopak spojrzał na zegar. Za trzy godziny śniadanie, później Eliksiry z Gryfonami, potem okienko, następnie Zaklęcia, Transmutacja i zajęcia z Lupinem. Blondyn wykrzywił się malowniczo. Miał dość spotkań z wilkołakiem, w czasie których oboje starali się być profesjonalni i zdystansowani. A przynajmniej Draco próbował się tak zachowywać. Profesor za to wyraźnie chciał się z nim zaprzyjaźnić, a przynajmniej sprawić, by ich relacje z chłodnej kulturalności przerodziły się w coś bardziej koleżeńskiego. Gdyby nie to, że Malfoy wiedział, że Lupin ma żonę i syna, pomyślałby, że mężczyzna gra w drugiej lidze. Wzdrygnął się. Tak jakby do szczęścia brakowało mu tylko napalonego wilkołaka.

Musiał przyznać, że pomimo kłopotliwej współpracy z profesorem, ta cała Olimpiada zaczyna mu się podobać. Wiedział, że zadania, jakie postawiono przed nim i innymi zawodnikami, nie są łatwe. Miał jednak motywację. Chciał pokazać, że nie jest już tchórzem, jakim był podczas wojny. Chciał, by inni zrozumieli, że dorósł i potrafi podejmować decyzje i brać odpowiedzialność za swoje czyny. Ten okres jego życia był jednym z lepszych. Pomijając narzucającego mu się Lupina i pewną Gryfonkę, na której punkcie... Stop! Tam nie idziemy, złe myśli, niedobre myśli. Chyba naprawdę powinien się położyć. Nawet krótka drzemka dobrze mu zrobi. Albo nie, weźmie długi, gorący prysznic. Wszystko, byle tylko pozbyć się myśli o... Stop!

Prawdę mówiąc, Draco po raz pierwszy w życiu zachowywał się nieracjonalnie. Jego myśli kręciły się tylko wokół Weasley. Nie mógł się na niczym skupić. I dla kogo się tak poniżał? Dla Gryfonki, która jeszcze nie tak dawno wymieniała się śliną z Potterem! Blondyn naprawdę nie wiedział, co go opętało. Dziewczyna, musiał przyznać, była piękna i mogła rozpalić niejednego mężczyznę, ale to, co go w niej urzekło, to jej zapach. Tak, woń, którą wydzielała, była nieziemska. Słodka, kwiatowa, ale z cierpką nutą. Ech, podniecały go zapachy. Może naprawdę miał coś wspólnego z wilkołakiem?

1 komentarz:

  1. Opowiadania super! Czekam na kolejny rozdział! ^^ :3
    Życzę weny! POZDRAWIAM!
    -Darietta

    OdpowiedzUsuń

Czytelniku, zostaw po sobie ślad. Dla ciebie to tylko moment, a dla mnie twoja opinia jest ważna :)