niedziela, 11 września 2016

Smutny komunikat

Z przykrością muszę was poinformować, że zawieszam działalność na tym blogu na czas nieokreślony. Jest to spowodowane nawałem pracy i nauki. Po prostu przez to wszystko nie mam weny, a nawet, gdyby się pojawiła, to nie miałabym czasu, by ubrać ją w słowa. 

Przepraszam bardzo, że Was zawiodłam, Wiem, że są osoby, które czekają na kolejny rozdział. Obiecuję, że gdy tylko znajdę czas i energię, nadrobię wszystko. 

Kocham Was!

Trzymajcie kciuki! ☺

Ania 

niedziela, 21 sierpnia 2016

Rozdział 6.

Fani serialu Sherlock z BBC (i oczywiście genialnych książek Sir Artura Conan Doyle'a) chyba wyczują w tym rozdziale pewne nawiązania ☺ Jestem ciekawa, kto znajdzie! 
Ten rozdział napisałam jakiś czas temu, ale nie podobał mi się i miałam opory przed wstawieniem go. Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny. Jeśli przerwa będzie długa, to poinformuję was w osobnym poście. Miłego czytania, liczę na szczere komentarze!
_________________________
Madeline Adler przechadzała się korytarzem lochów. Czekała na kogoś. Była dobrze ukryta pod zaklęciem kameleona i kilkoma podobnymi, które wyciszały jej kroki i rozpraszały potencjalnego odkrywcę jej obecności. Nie było szans, żeby ktokolwiek ją wykrył.

Dziewczyna zaczęła się denerwować, gdy minuty mijały, a osoby, z którą się umówiła, nadal nie było. Niecierpliwie poprawiła włosy, które opadały jej niesfornymi kosmykami na czoło. Zazwyczaj zdyscyplinowane, tym razem nie chciały się ułożyć. Puchonka ucieszyła się, gdy usłyszała kroki, jednak kiedy na horyzoncie zamajaczyła ruda głowa Ginny Weasley, Madeline wykrzywiła usta w grymasie. Jeszcze jej tutaj brakowało.

Ciemnowłosa zaczęła przyglądać się Gryfonce. Były w tym samym wieku, jednak nigdy nie miały dobrego kontaktu. Na nielicznych zajęciach, które miały razem, Puchonka starała się trzymać od niej jak najdalej. Weasleyówna i ta cała świta Chłopca-Który-Przeżył denerwowała ją jak mało kto. Szczególnie, że Adler zazdrościła Ginny nieskazitelnej cery. Sama miała problemy z trądzikiem i nawet jej duże, błękitne oczy i kruczoczarne włosy nie odciągały wzroku od zeszpeconej twarzy.

Szczerze powiedziawszy, dziewczyna nigdy nie pogodziła się z tym, że trafiła do Hufflepuffu. Od dzieciństwa chciała być w Slytherinie. Podziwiała opanowanie, spryt i zaradność absolwentów domu Salazara. Przy tym sprawiedliwość, uczynność i tolerancja, którą powinni wyróżniać się uczniowie z jej domu wypadała blado. Nie mówiąc już o tym, że większość z nich nie wyróżniała się absolutnie niczym, może poza skrajną tępotą. W wyborze na jednego z reprezentantów Hogwartu w Olimpiadzie Magicznej widziała swoją szansę na zabłyśnięcie i zyskanie nieśmiertelnej sławy i uznania.

Blond czupryna pojawiła się na końcu korytarza, tuż za plecami Ginewry Weasley. Madeline nikomu tak w tamtej chwili nie zazdrościła, jak tej przeklętej Gryfonce. Chciała, by ktoś patrzył na nią w taki sposób. Chciała, by on patrzył na nią w taki sposób. Nawet, jeśli z jego ust miałyby wypływać tak obraźliwe słowa jak w tamtym momencie. Na razie musiało jej wystarczyć to, że zgodził się z nią spotkać. Malfoy mógł sobie myśleć, że nikt nie zauważa jego ukradkowych spojrzeń, które rzucał w kierunku pewnej Gryfonki, ale tak naprawdę cała szkoła aż huczała od plotek. Oczywiście plotkowano na tyle, na ile pozwalał instynkt samozachowawczy. Nikt nie zapomniał, po której stronie w wojnie stał Draco.

Jej rozmyślania przerwało pojawienie się Filcha i McGonagall, którzy wlepili wspomnianej wyżej dwójce szlabany i punkty karne. Adler naprawdę czasami zastanawiała się nad zdrowiem psychicznym niektórych. Na miejscu swoich rówieśników nałożyłaby na siebie stos zaklęć kamuflujących, co zresztą uczyniła. Gdy sytuacja się wyklarowała i Opiekunka Gryffindoru oddaliła się ze swoimi pupilkami, Madeline podążyła za charłakiem i blondynem. Szli w ciszy, ale wyczuwało się tężejącą w powietrzu złość.

Kiedy otworzyło się przejście do Pokoju Wspólnego Slytherinu, dziewczyna wślizgnęła się tam tuż za Ślizgonem. Pomieszczenie było puste, ogień w kominku wygaszony. Młody Malfoy, nie zdając sobie sprawy z obecności Puchonki, kopnął w furii krzesło, które przewróciło się na kamienną posadzkę, hałasując.

- Uważaj, bo obudzisz swoich przyjaciół, Draco. - Adler zdjęła z siebie zaklęcia i spojrzała na zaskoczonego Ślizgona z krzywym uśmieszkiem. - Spóźniłeś się.

- Skoro byłaś tak świetnie ukryta, to zapewne widziałaś, dlaczego - odparł, od razu odzyskując rezon i wracając do swojego stylu bycia. Był świetnym aktorem, musiała to przyznać.

- Kamuflaż to autoportret, Draco - powiedziała tajemniczo, siadając na kanapie. Chłopak poszedł w jej ślady. Dzieliło ich teraz tylko kilkadziesiąt centymetrów.

Madeline przećwiczyła tę rozmowę kilkanaście razy, siedząc przed lustrem w swoim dormitorium, pomiędzy lekcjami a spotkaniami z Flitwickiem. Mimo to wiedziała, że coś może pójść nie po jej myśli.

- Dlaczego chciałaś się spotkać?

- Porozmawiajmy. Lubisz zagadki, Draco?

Malfoy był zdziwiony tym pytaniem, ale maska chłodnego zainteresowania nadal była na miejscu. Nie spieszył się z odpowiedzią, Madeline to widziała. Chciała zrobić na nim wrażenie, problem był taki, że nie wiedziała jak.

- Lubię. Nie byłbym Ślizgonem, gdybym odpowiedział inaczej.

- To tak jak ja - powiedziała, poprawiając długie, ciemne włosy. Chciała coś dodać, ale przerwał jej chłodny głos chłopaka.

- Dlaczego chciałaś się ze mną spotkać, Adler? - ponowił pytanie, patrząc na nią przenikliwie. Czuła, że topi się pod tym spojrzeniem. Miała nadzieję, że nie ma głupiej miny. - Jeśli miałaś ochotę porozmawiać, miałaś do dyspozycji cały Hufflepuff. Chociaż na twoim miejscu też szukałbym kogoś inteligentnego do rozmowy.

Kpiący uśmieszek leniwie wpłynął na jego usta. Puchonka próbowała zebrać myśli. Dzisiejszego wieczora dowiedziała się, dlaczego tiara nie umieściła jej w upragnionym Slytherinie. Nie była stworzona do gierek.

- Mam dla ciebie propozycję, Draco - nareszcie udało jej się odezwać w miarę normalnym głosem. Opanowała się i spojrzała mu w oczy. Miała nadzieję, że nie zabrzmi zbyt melodramatycznie. Chciała, by się zgodził.

*

- Szlaban z Malfoyem u Filcha! To chyba najgorsze, co mogło mi się przytrafić - narzekała rudowłosa Gryfonka od dobrych kilkunastu minut.

- Wolałabyś Snape'a? - zaśmiała się Hermiona. - Z chęcią się zamienię. Oni przynajmniej nie będą wydzierać ci się do ucha.

- Masz rację. Co nie zmienia faktu, że przebywanie z tymi dwoma w jednym pomieszczeniu jest dość traumatyczne. Nie wiem, jak wytrzymam z Malfoyem te kilka godzin. Obyśmy nie musieli robić czegoś wspólnie.

Szykowały się właśnie do snu, zakładając piżamy i rozmawiając. Ginny próbowała zapleść niesforne włosy przyjaciółki w warkocz, który wytrzymałby dłużej niż kilka minut. Westchnęła, zdenerwowana. Następnym razem użyje magii, by okiełznać szopę Hermiony.

W tym roku do Hogwartu poszło bardzo niewielu czarodziejów, dlatego nierzadko młodsze roczniki dzieliły sypialnie ze starszymi. W wojnie z Voldemortem zginęło zbyt wiele młodych, niewinnych osób. Mimo to niewielka frekwencja we wrześniu była zaskoczeniem dla Grona Pedagogicznego i reszty uczniów. Być może Olimpiada Magiczna była sposobem, by zachęcić kolejne roczniki do przybycia do szkoły.

- Znając usposobienie naszego kochanego Filcha, na taryfę ulgową nie masz co liczyć - mruknęła Granger. - Za to możesz pomyśleć o przyjemniejszych aspektach tego szlabanu.

Starsza dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem. Nie zapomniała o swojej niedawnej rozmowie z Remusem. Odkąd wilkołak otworzył jej oczy szerzej na pewne sprawy, sama zaczęła bacznej obserwować Malfoya. Zauważyła, że chłopak faktycznie przygląda się Ginny w sposób, który większość osób uznałaby za spojrzenia rzucane na wyjątkowo nieprzyjemnego insekta, jednak bardziej domyślne osoby dopatrzyłyby się w tym objawów zainteresowania. Hermiona nie wiedziała na ile jest to zwykły fizyczny pociąg do urodziwej przedstawicielki płci przeciwnej, a na ile prawdziwe uczucie. Nie przeszkadza to jednak w lekkim popchnięciu młodej Weasleyówny w stronę blondyna, nieprawdaż?

- Co masz na myśli? - ruda skrzywiła się. - Chyba nie myślisz o tej tlenionej fretce?

- Nie mów, że nie zauważyłaś tych spojrzeń, które ci rzucał.

- Masz na myśli te "giń-zdrajco-krwi" czy raczej te w stylu "śmierdzisz".

Obie dziewczyny zaśmiały się perliście. Włosy Hermiony ostatecznie wyswobodził się z warkocza i teraz odstawały na wszystkie strony. Dziewczyna ostatecznie pogodziła się z tym faktem i okryła się szczelnie kocem, sięgając po obszerny tom, który ostatnio wypatrzyła w Bibliotece. Tytuł na okładce głosił, że kilka następnych godzin spędzi z "Najpotężniejszymi czarodziejami XII i XIII wieku".

- Mówię serio. - odparła Granger, gdy w końcu się uspokoiły. - Przyjrzyj mu się następnym razem.

- Nie wygłupiaj się. Nawet, gdyby to była prawda, to i tak nie miałoby przyszłości. Jesteśmy kompletnie różni. Nasze rodziny walczą od pokoleń.

- Wiesz dobrze, że to nie ma znaczenia. - Starsza Gryfonka pokręciła głową. - Gdyby mnie pokochał jakiś Ślizgon, to najpierw też bym nie była pewna, czy jego uczucie jest prawdziwe. Jeśli jednak przekonałby mnie, to nie miałabym żadnych oporów.

- Ale na razie jedynym Ślizgonem z jakim się zadajesz jest Snape - zachichotała Ginny.

- Nawet mnie nie denerwuj.

Dziewczyny skwitowały tę wymianę zdań kolejnym wybuchem śmiechu. Rozmawiały aż do świtu, nie przejmując się zmęczeniem i czekającymi je następnego dnia lekcjami. Brunetka porzuciła pomysł nocnego czytania na rzecz czasu spędzonego z przyjaciółką, co nie często jej się zdarzało. Nawet wizja kolejnych zajęć ze Snapem nie wydawała się już Hermionie tak odpychająca. Miała wsparcie i to było dla niej najważniejsze. Gdy Ginny spojrzała na nią, wiedziała, że jej przyjaciółka poradzi sobie z pierwszym zadaniem Olimpiady. Była najsilniejszą osobą, jaką Weasley miała okazję poznać.

*

Draco miał wielką ochotę wypić szklaneczkę Ognistej. Albo dwie. Wpatrywał się w buchający w kominku ogień od dobrych kilku godzin. Nie miał siły, by wstać i pójść do swojego dormitorium. Rozmowa z Puchonką wytrąciła go z równowagi. Widocznie dziewczyna była naprawdę zdesperowana, skoro postanowiła mu zaproponować taki układ. Naprawdę bardzo grzecznie ją wyprosił. Powstrzymał się nawet od wygłoszenia jednej z miażdżących uwag, które  cisnęły mu się na usta. I pomyśleć, że czasami zastanawiał się, dlaczego Adler trafiła do Hufflepuffu.

Chłopak spojrzał na zegar. Za trzy godziny śniadanie, później Eliksiry z Gryfonami, potem okienko, następnie Zaklęcia, Transmutacja i zajęcia z Lupinem. Blondyn wykrzywił się malowniczo. Miał dość spotkań z wilkołakiem, w czasie których oboje starali się być profesjonalni i zdystansowani. A przynajmniej Draco próbował się tak zachowywać. Profesor za to wyraźnie chciał się z nim zaprzyjaźnić, a przynajmniej sprawić, by ich relacje z chłodnej kulturalności przerodziły się w coś bardziej koleżeńskiego. Gdyby nie to, że Malfoy wiedział, że Lupin ma żonę i syna, pomyślałby, że mężczyzna gra w drugiej lidze. Wzdrygnął się. Tak jakby do szczęścia brakowało mu tylko napalonego wilkołaka.

Musiał przyznać, że pomimo kłopotliwej współpracy z profesorem, ta cała Olimpiada zaczyna mu się podobać. Wiedział, że zadania, jakie postawiono przed nim i innymi zawodnikami, nie są łatwe. Miał jednak motywację. Chciał pokazać, że nie jest już tchórzem, jakim był podczas wojny. Chciał, by inni zrozumieli, że dorósł i potrafi podejmować decyzje i brać odpowiedzialność za swoje czyny. Ten okres jego życia był jednym z lepszych. Pomijając narzucającego mu się Lupina i pewną Gryfonkę, na której punkcie... Stop! Tam nie idziemy, złe myśli, niedobre myśli. Chyba naprawdę powinien się położyć. Nawet krótka drzemka dobrze mu zrobi. Albo nie, weźmie długi, gorący prysznic. Wszystko, byle tylko pozbyć się myśli o... Stop!

Prawdę mówiąc, Draco po raz pierwszy w życiu zachowywał się nieracjonalnie. Jego myśli kręciły się tylko wokół Weasley. Nie mógł się na niczym skupić. I dla kogo się tak poniżał? Dla Gryfonki, która jeszcze nie tak dawno wymieniała się śliną z Potterem! Blondyn naprawdę nie wiedział, co go opętało. Dziewczyna, musiał przyznać, była piękna i mogła rozpalić niejednego mężczyznę, ale to, co go w niej urzekło, to jej zapach. Tak, woń, którą wydzielała, była nieziemska. Słodka, kwiatowa, ale z cierpką nutą. Ech, podniecały go zapachy. Może naprawdę miał coś wspólnego z wilkołakiem?

wtorek, 9 sierpnia 2016

Rozdział 5.

Powracam z nową energią! Rozdział naskrobany trochę na szybko i nie sprawdzony, więc przepraszam za ewentualne błędy. 
Zaklęcie Aere secare wymyśliłam jedynie na potrzeby tego rozdziału, ale być może jeszcze się przyda naszym bohaterom. Na końcu długo wyczekiwana pierwsza konfrontacja Ginny-Draco. Proszę was o więcej komentarzy, bo to naprawdę motywuje do pisania! Miłego czytania!
_________________
- Wiedz, Granger, że aby przejść pierwsze zadanie i nie zginąć, choć obejrzałbym to z przyjemnością, musisz nauczyć się niezwykle skomplikowanego, starożytnego zaklęcia. Przeczytaj o nim na stronie 1327 i powiedz mi, gdy skończysz.

Hermiona westchnęła. Odkąd kilka dni temu dyrektor ogłosił termin i temat pierwszego zadania Olimpiady, musiała codziennie spotykać się ze Snapem po lekcjach w jego gabinecie i ćwiczyć wszystkie dziedziny magii, potrzebne jej do startu w turnieju. Chociaż uważała (Snape podzielał jej zdanie całym sercem, o ile je posiadał), że sama świetnie może się do tego przygotować, to magiczna więź, którą Źródło Mocy wytworzyło między nimi, nie pozwalała jej na samodzielną naukę. 

Łapiąc w locie opasły, zakurzony tom Gryfonka zastanawiała się, jakim cudem jeszcze nie zwariowała. Przebywanie w jednym pomieszczeniu z Największym-Dupkiem-W-Historii-Hogwartu, jak zwykła go nazywać w swoich myślach (dzięki Merlinie, że nie była najgorsza w Oklumencji!) dłużej niż to konieczne i nie popełnienie przy tym harakiri albo innej haniebnej czynności było samo w sobie ogromnym wyczynem. Musiała przyznać, że przez ten czas zdążyła się przekonać, że ogromna wiedza Mistrza Eliksirów nie jest tylko na pokaz, a on sam potrafi zrobić z niej fenomenalny użytek. Nie chodziło tu tylko o warzelnictwo, ale też o zaklęcia, transmutację, historię magii czy zielarstwo, czyli dziedziny, w których nie spodziewała się, że ten mężczyzna ma tak rozległą wiedzę.

Czytając kolejne słowa zapisane w wiekowej księdze, Hermiona powoli odpływała w stronę nurtujących ją myśli. Powiedzieć, że dziewczyna była zaskoczona słowami Dumbledore'a kilka dni temu, to nic nie powiedzieć. Aby upamiętnić wszystkich zmarłych podczas wojny z Voldemortem czarodziejów, mówił, każdy z uczestników będzie miał za zadanie wkroczyć do Krainy Hadesu i zdobyć wskazówkę z ust osoby, na której najbardziej mu zależy, a której nie ma już wśród żywych. Wskazówka ta pozwoli na przygotowanie się do kolejnego zadania, a jej brak będzie brzemienny w skutkach.

Szum, jaki zazwyczaj był w Wielkiej Sali podczas posiłków, a nawet w czasie ważnych przemówień, po tej zapowiedzi zmienił się w istny ryk. Młodsi pytali się starszych, o co chodzi, starsi spoglądali na nauczycieli z niedowierzaniem, a nauczyciele patrzyli na dyrektora ze zdziwieniem pomieszanym ze zdenerwowaniem. Tylko Dumbledore stał niewzruszony przy mównicy i z uśmieszkiem pobłażliwego dziadka przyglądał się młodzieży. 

Jedynie uczniowie siódmej klasy i grono pedagogiczne wiedziało, jak bardzo ryzykowne jest pierwsze zadanie. Hades był krainą podziemi, do której, według wierzeń starożytnych Greków i Rzymian, trafiały dusze zmarłych. Aby się tam dostać, należało przeprawić się przez rzekę Styks. Wejścia strzegł trójgłowy pies, Cerber, a sama kraina dzieliła się na Pola Elizejskie, Ereb i Tartar. Tyle w teorii. 

Hermiona czytała o tym wielokrotnie, ale nadal nie mogła uwierzyć, że dyrektor zdecydował się przydzielić im takie zadanie. Pomiędzy śmiercią a życiem jest faza, w której znajdują się duchy widzialne i niewidzialne. Czarodzieje odkryli, że istnieją pewne rytuały, mogące wprowadzić żyjącego człowieka w pewien stan, w którym jego ciało będzie zachowywało się jak ciało ducha, a on sam będzie mógł podróżować pomiędzy światami i przestrzeniami. Będzie on mógł również rozmawiać nie tylko z widzialnymi, ale też z niewidzialnymi duchami. Były to wysoce niebezpieczne i niesamowicie stare rytuały, zostały więc zakazane w czasach, gdy powstania Hogwartu nawet nie planowano. 

To właśnie dlatego w Wielkiej Sali powstał taki chaos. Na szczęście dyrektor wytłumaczył im, że jest sposób, aby ominąć cały rytuał i sprawić, że ten stan będzie krótkotrwały i bezpieczny. Potrzebna jest do tego jednak ogromna moc osoby chcącej przenieść się do Krainy Hadesu, jak nazywano stan między życiem a śmiercią. Wymaga to również pomocy ze strony waszych wspaniałych Mentorów, ciągnął dyrektor, którzy z chęcią będą służyć wam radą i swoim doświadczeniem.

Hermiona prychnęła do swoich myśli. Chyba Dumbledore nie znał Snape'a. Mistrz Eliksirów i pomoc!

- Skończyłam, profesorze - powiedziała, wstając. 

- Ruch różdżką jest taki sam, jak przy zaklęciu Aere secare. Mam nadzieję, że godziny, które spędziłaś na bezproduktywnym uczeniu się podręczników na pamięć czymś zaowocowały i znasz to zaklęcie.

- Tak, znam je - powiedziała przez zaciśnięte zęby, puszczając mimo uszu obelgę. 

- Zademonstruj - rozkazał dziewczynie. 

Hermiona wykonała skomplikowany ruch różdżką, całkowicie skupiając się na tej czynności. Wypowiedziała formułę zaklęcia, a wtedy z jej różdżki wyleciały strumienie powietrza, które uformowały się w ostre jak brzytwy noże. Poleciały w kierunku Snape'a, a ten bez problemu odbił je zaklęciem tarczy. Była to niebezpieczna klątwa, choć z jakiegoś powodu Ministerstwo przewidziało ją jako Zdolność dodatkową w przygotowaniach do OWTMów. Gryfonka chciała zaprezentować to jak najlepiej. Nie liczyła na pochwały, jedynie na milczące kiwnięcie głową, które oznaczało dla niej więcej, niż jakiekolwiek pochwalne peany McGonagall, Lupina i Flitwicka razem wziętych.

*

- Granger, nie machaj bez sensu różdżką! Ile razy mam ci to powtarzać zanim to dotrze do twojego pustego łba?

Wrzaski raz po raz rozlegały się w podziemiach Hogwartu i tylko grube mury lochów nie pozwalały im wydostać się na korytarz. Już od przeszło dwóch godzin Hermiona próbowała nie zwariować w towarzystwie swojego Mentora. Przeklinała w myślach dyrektora, Snape'a, swoja decyzję o zgłoszeniu się do Olimpiady i wszystkie bóstwa tego świata. 

- W podręczniku jest napisane, że należy wykonać taki ruch. - Zademonstrowała jeszcze raz niezłomna Gryfonka. - Podczas gdy pan, panie profesorze, pomija połowę tego ruchu.

- Sądzisz, że jesteś sprytniejsza od samego diabła, co Granger? Szósty rok nie nauczył cię jeszcze nic o podręcznikach? - syknął Snape, z satysfakcją obserwując jej rumieniec. - Żeby dobrze wykonywać to zaklęcie, musisz nauczyć się, że magii nie da się wykuć na blachę. Ją trzeba poczuć.

- Czuję ją, profesorze! To pan nie pozwala mi się skupić! 

- Ciekawe, czy podczas pierwszego zadania będziesz miała czas, żeby się skupić - warknął. - Będzie mi niezmiernie miło obserwować, jak robisz z siebie pośmiewisko. 

- To pan jest odpowiedzialny za moje przygotowanie, panie profesorze - mruknęła pod nosem, starając się, by jej nie usłyszał. Niestety się przeliczyła. 

- Język, Granger! Gryffindor traci kolejne dziesięć punktów. Ciesz się, że tylko dziesięć. 

***

Ginny Weasley spacerowała korytarzami lochów, czekając na swoją przyjaciółkę. Od dawna chciała z nią porozmawiać, ale przez ostatni tydzień Hermiona była zajęta przygotowaniami do pierwszego zadania Olimpiady Magicznej. Młodsza dziewczyna rozumiała obawy koleżanki i wspierała ją. Nie była zazdrosna o jej sukces i uznanie, jakie starsza Gryfonka roztaczała, gdziekolwiek się pojawiła. Przyjaciółka Harry'ego nie wynosiła się ponad innych i nie traktowała rudowłosej protekcjonalnie. Ginny uśmiechnęła się do swoich myśli. Granger nigdy nie była osobą, która uważa się za lepszą od innych, nawet kiedy po upadku Voldemorta stała się rozpoznawalna. Jej pęd do wiedzy i chęć zaimponowania innym swoją elokwencja to była inna sprawa. Hermiona jako mała dziewczynka nie czuła się pewnie w świecie czarodziejów.

Najmłodsza latorośl Weasleyów usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Pewna, że to jej przyjaciółka skończyła katorgę ze Snapem, odwróciła się z uśmiechem w tamtą stronę. Jednak jej nastrój diametralnie się zmienił, gdy spojrzała w szare tęczówki Dracona Malfoya.

- Malfoy - warknęła. Dobrze pamiętała, że podczas wojny walczył przeciwko nim i pewnie tylko dzięki protekcji Snape'a mógł wrócić do szkoły.

- Weasley. Nie wiesz, że wiewiórki nie powinny pchać się do gniazda węży?

- Więc co w nim robi taka fretka, jak ty, Malfoy?

- Jeszcze to oszczekasz, Weasley - syknął dobrze jej znanym, gardłowym głosem. Gdyby nie buzująca w niej wściekłość, z niechęcią przyznałaby, że ten dźwięk był niesamowicie... przyjemny? Odepchnęła te myśli w dalekie zaułki umysłu. Postanowiła, że zajmie się tym później.

- Co tu się dzieje? - Za swoimi plecami Ginny usłyszała skrzeczący głos Filcha. Zanim zdążyli zareagować, mężczyzna już trzymał ich za szaty na karku i uśmiechał się wrednie. - No proszę, potajemna schadzka? Z pewnością na szlabanie będziecie mieli dużo czasu na rozmowy.

- Nie dotykaj mnie, ty... - Draco bez trudu wyswobodził się z uścisku charłaka i już miał zamiar czmychnąć, traktując mężczyznę uprzednio jakimś paskudnym zaklęciem, gdy wtem na korytarzu zamajaczyła znana im postać Minerwy McGonagall.

- Co się dzieje, Argusie? - zapytała, jak zawsze rześka, Opiekunka Gryffindoru.

- Znalazłem tych dwoje przed chwilą na korytarzu. Myślę, że porządny szlaban im się przyda.

- Cóż, Gryffindor i Slytherin tracą po dwadzieścia punktów. - Ginny westchnęła. Przez ostatni tydzień Gryfoni stracili ponad sto punktów. Niemałą zasługę miała w tym Hermiona, która codziennie traciła co najmniej dziesięć punktów podczas swojej współpracy ze Snapem. - Macie stawić się jutro u pana Filcha o godzinie osiemnastej. Zrozumiano?

Ginny i Draco skinęli niechętnie głowami i odwrócili się, by odejść w swoje strony. Na nieszczęście Malfoya, stał on dokładnie pod drzwiami do gabinetu Snape'a w chwili, w której Hermiona opuszczała dodatkowe zajęcia. Drzwi otwarły się z rozmachem, uderzając w Księcia Slytherinu, co ten przyjął oburzonym krzykiem i teatralnym chwyceniem się za bolące czoło.

- Uważaj jak łazisz, Granger!

- Sam uważaj, Malfoy - warknęła dziewczyna, wciąż nabuzowana po niedawnej kłótni z Mentorem. Gdy zauważyła swoją Opiekun Domu, momentalnie straciła ochotę do walki. - Ja... Umm...

- Argusie, odprowadź pana Malfoya do jego dormitorium. - McGonagall przejęła dowodzenie. - Ja odprowadzę pannę Granger i pannę Weasley do wieży Gryffindoru. Dobrej nocy.

Rozstali się, rzucając sobie na odchodnym nieprzyjemne spojrzenia. Kiedy oddalili się od siebie na dostatecznie dużą odległość, Minerwa złagodniała i posłała swoim wychowankom zmęczony uśmiech.

- Jak ci idzie współpraca z Severusem, Hermiono? - zapytała, rozświetlając różdżką ciemny korytarz.

- Cóż... Nie są to najprzyjemniejsze chwile mojego życia, ale daję radę. Cieszę się, że mogę poszerzyć swoją wiedzę.

Nauczycielka uśmiechnęła się do brązowowłosej, a ta odwdzięczyła się tym samym. Ginny pomyślała, że w tym momencie wyglądają bardzo podobnie - dwie niezależne, inteligentne i w pewien sposób piękne kobiety, różniące się tylko wiekiem.

- To trudny człowiek, ale wiem, że dasz radę. Mam nadzieję, że złapiecie nić porozumienia. Gdy poznasz go bliżej, zrozumiesz o czym mówię.

Ginewra naprawdę współczuła przyjaciółce tego poznawania bliżej. Hermiona też nie wyglądała na ucieszoną słowami nauczycielki, ale tylko skinęła głową, nie chcąc wdawać się w dłuższą dyskusję. Gdy zostały same w Pokoju Wspólnym, Granger padła bez siły na kanapę.

- I jak było? - spytała zatroskanym głosem rudowłosa.

W odpowiedzi Hermiona pokręciła głową w geście rezygnacji.

- On jest okropny. 

wtorek, 26 lipca 2016

Rozdział 4.

Ale mam tempo! Oddaję do waszej dyspozycji kolejny rozdział. 
Kto tak jak ja uważa, że Alan Rickman, pomimo całego swojego kunsztu aktorskiego, nie pasuje do roli Severusa? Widziałabym w niej kogoś młodszego (Snape miał trzydzieści parę lat, a Alan ponad 50), chudszego i z bardziej wyrazistą twarzą, ale najbardziej denerwują mnie jego dłonie. Jeśli ktoś oglądał film i czytał książki, to wie o czym mówię ☺
Napiszcie mi, jak oceniacie rozmowę Granger X Snape. Moim zdaniem jest słaba, ale chciałabym poznać waszą opinię.
PS Pasuje wam wyrażenie Olimpijczycy? Mnie jakoś zgrzyta, chociaż to przecież Olimpiada Magiczna.☻
Liczę na wasz odzew w komentarzach, enjoy! :D
---------------------------------------------
Hermiona wracała właśnie z wyjątkowo nudnej lekcji Numerologii. Miała spotkać się z Ginny i Luną przed klasą Transmutacji, by razem mogły iść na posiłek. Nadal nie mogła uwierzyć w to, że została reprezentantką Hogwartu. Wydawało jej się to tak nierealne jak to, że wieczorem tego dnia miały przybyć delegacje z Durmstrangu i Beauxbatons.

Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie Balu Bożonarodzeniowego w trakcie Turnieju Trójmagicznego. Teraz wiedziała już, że jej fascynacja Wiktorem Krumem była bardziej dziecinną fanaberią, niż zapowiedzią poważnego związku. Być może pociągał ją w nim mroczny typ urody, być może to, że był dojrzały i prawie dorosły... Z pewnością nie miał zbyt wiele do powiedzenia, jak się później okazało w trakcie ich korespondencji. Był całkowitym przeciwieństwem Rona, a mimo to miał z nim wiele wspólnego - oboje nie chcieli słuchać jej książkowych wywodów i woleli cały czas mówić tylko o Quidditchu. Hermiona nigdy nie lubiła tej gry i być może dlatego jej związki z Krumem i z Ronem tak szybko się rozpadły.

W chwili, gdy Gryfonka pomachała przyjaciółkom czekającym na nią na korytarzu, ktoś mocno złapał ją za ramię i odwrócił w druga stronę. Hermiona pisnęła i wyciągnęła różdżkę, jednak momentalnie ogarnął ją łopot czarnych szat. Odskoczyła, gdy zobaczyła haczykowaty nos kilka centymetrów od swojej twarzy. Gdy głęboki głos ryknął jej prosto do ucha, całkiem straciła rezon i wpadła na zbroję, która jęknęła oburzona.

- Granger, masz dziesięć minut, aby zjeść obiad. Po tym czasie chcę cię widzieć w moim gabinecie. Jeśli się spóźnisz, czeka cię stos kociołków do szorowania. Bez użycia czarów.

Zanim brązowowłosa się otrząsnęła, Snape'a już dawno nie było, a pozostało po nim tylko wspomnienie łopotu jego czarnych szat. Jakim cudem on się tak szybko przemieszcza? pomyślała, ruszając w swoja stronę. Chcąc nie chcąc pobiegła, by jak najszybciej dostać się do Wielkiej Sali. Gdy pędem mijała zdziwione przyjaciółki pomyślała, że naprawdę nie ma ochoty się spóźniać. Snape musi być w parszywym humorze.

***

Severus Snape był w doskonałym nastroju mimo tego, że w niedalekiej przyszłości musiał niańczyć pewna irytującą Gryfonkę. On jednak poprawił sobie humor z samego rana, odejmując Gryfonom łącznie prawie sto punktów. Spotkało się to co prawda z ostrym i dobitnym sprzeciwem Minerwy, ale on absolutnie nic sobie z tego nie robił. W szkole zdążyła się już rozejść pogłoska, że ma parszywy humor i lepiej tego dnia zejść mu z drogi. Szczerze mówiąc, Severus nigdy nie pojmował dziwnego rozumowania swoich uczniów. Przecież nie ma nic piękniejszego od wlepiania szlabanów i odejmowania punktów.

Mina trochę mu zrzedła, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Perfekcyjnie o czasie, jak na pannę Granger przystało. Westchnął, ale postanowił, że nic nie wyprowadzi go z równowagi. 

- Wejść! 

Gryfonka wślizgnęła się do pomieszczenia i cicho zamknęła za sobą drzwi. Stanęła przed nim i hardo uniosła głowę do góry. Jej zdenerwowanie zdradzało jedynie lekkie drżenie rąk i przestępowanie z nogi na nogę. Snape uśmiechnął się wrednie. Tak, nikt nie popsuje mu dzisiaj humoru.

- Musimy wyjaśnić sobie kilka spraw - zaczął, przesycając jadem każde słowo i wywijając w duchu fikołki na widok jeszcze większego zdenerwowania Panny Granger. - Zostałem zmuszony, by użerać się z tobą przez cały następny rok. Wbrew temu, co mówił Albus, nie mam zamiaru otaczać cię jakąkolwiek troską czy opieką. Szczerze mówiąc, wątpię, byś przeżyła chociaż jedno z zadań turnieju.

Sardoniczny uśmiech wpłynął leniwie na jego wargi, jednak jego słowa nie odniosły zamierzonego efektu. Dziewczyna przestała się denerwować, wyprostowała się i spojrzała mu prosto w oczy. Była twardsza niż sądził. Ach, ta gryfońska buta. Musi spróbować czegoś innego.

- Nikt nie może oczekiwać taryfy ulgowej na takim turnieju, Granger. Nawet idiotka z gniazdem na głowie, nie posiadająca szarych komórek, której się wydaje, że wszystko wie i że jak ma znajomości u Chłopca-Który-Na-Nasze-Nieszczęście-Przeżył, to wszyscy padną jej do stóp...

- Jak pan śmie tak mówić o Harrym? - przerwała mu. Severus tylko na to czekał.

- Pięć punktów od Gryffindoru! Szacunek, Granger! To kolejna rzecz, której będziesz musiała się nauczyć, jeśli nie chcesz skończyć jako jeden ze składników eliksiru!

Swoją drogą, naprawdę potrzeba mi ludzkich ingrediencji, pomyślał i uśmiechnął się wrednie. Gryfonka, widząc wyraz jego twarzy, cofnęła się. Ta współpraca zaczynała mu się coraz bardziej podobać. 

***

- Remusie! - Hermiona stała w drzwiach Wielkiej Sali, machając do wchodzącego tam właśnie Lupina i przekrzykując stadko pierwszorocznych, które akurat zaplątało jej się pod nogi.

- Witaj Hermiono. Jak idzie współpraca z Severusiem?

- Nawet mnie nie denerwuj - mruknęła, gdy udało jej się w końcu przebić przez grupkę dzieciaków. - Nie wiem, jak wytrzymam te wszystkie zadania, jeszcze z nim za plecami. A jak idzie ci z Malfoyem?

Remus zachichotał na słowa dziewczyny o Snape'ie, jednak momentalnie spoważniał, gdy ta wspomniała jego podopiecznego. Spojrzał w stronę stołu Ślizgonów, gdzie Draco samotnie kończył posiłek. Gdy jego rodzice stracili poparcie i majątek, a Voldemort upadł, koledzy odwrócili się od młodego Malfoya.

- Jeszcze nie złapałem z nim kontaktu, ale wiem, że niedługo jakoś się dogadamy. Mogłabyś spróbować z nim porozmawiać - zasugerował, a Hermiona momentalnie się skrzywiła.

- Remusie, to nie miałoby sensu. On nadal trwa w swoich przekonaniach. Nie słyszałeś jego słów.

- Trzyma się jedynej rzeczy, jaką umie: szyderstwa i złości. To go napędza, ale jest bliski przemiany. Zauważyłem - tu zniżył głos do konspiracyjnego szeptu - że cały czas przygląda się Ginewrze.

- Pewnie chce ją przekląć czy coś w tym stylu. - Hermiona nie dawała za wygraną, ale uśmiechnęła się. Wiedziała, do czego zmierza wilkołak.

- To dobry chłopak, Hermiono.

- Dla ciebie wszyscy są dobrymi chłopcami i grzecznymi dziewczynkami - roześmiała się.

- Wiem co mówię. My, wilkołaki, możemy wyczuwać węchem emocje innych osób, z pewnością czytałaś na ten temat. U Dracona czuję tylko poczucie winy, odrobinę strachu, ale też potrzebę akceptacji. Gdy spoglądał na Ginewrę, wyczułem u niego coś na kształt sympatii.

Hermiona westchnęła. Ona też czasami widziała u Malfoya symptomy zmian. Nie była tak zaślepiona jak Ron czy Harry, umiała wybaczyć winy i dać drugą szansę. Jednak wizja kulturalnej rozmowy z jej szkolnym prześladowcą trochę ją odpychała. Nadal miała w pamięci szyderstwa, które wypowiedział, gdy spotkali się kilka dni temu na skraju jeziora.

- Zobaczę, co się da zrobić, Remusie. W ostateczności wepchnę na niego Ginny.

Oboje zaśmiali się, gdy Hermiona mrugnęła do niego porozumiewawczo. Skierowali się do swoich stołów, a dyrektor zapowiedział wejście delegacji z Durmstrangu i Beauxbatons. Wszyscy wstrzymali oddech.

Na przedzie kroczyły reprezentantki Akademii Magii Beauxbatons, wszystkie trzy tak samo piękne jak dziewczęta goszczące w Hogwarcie kilka lat wstecz. Dwie z nich miały blond włosy, zgrabnie splecione w długie warkocze, trzecia, brunetka, zakręciła swoje loki w taki sposób, że opadały jej miękkimi falami na plecy. Dziewczęta były ubrane w błękitne mundurki swojej szkoły, które przy każdym ruchu rozsiewały dookoła przepiękny kwiatowy zapach.

Za nimi kroczyło troje ich Mentorów, dwie kobiety i mężczyzna, oraz Madame Olimpia Maxime, dyrektor szkoły. Oni również byli odziani w tradycyjne stroje, z tą różnicą, że pachniały one jedynie wiekami noszenia ich przez kolejne pokolenia czarodziejów. Pojawienie się tej delegacji wywołało w sali burzę oklasków, szczególnie męskiej części publiczności.

Tuż za zawodniczkami z Francji pojawili się uczniowie z Instytutu Magii Durmstrang. Do Wielkiej Sali wkroczyło trzech rosłych mężczyzn, prowadzących za sobą troje swoich opiekunów. Tym razem uczennice Hogwartu zapoczątkowały falę oklasków. Olimpijczycy z drugiej zaproszonej szkoły mieli na sobie ciepłe, brązowe futra, podbite od spodu czerwonym materiałem. Pod nimi nosili szarobrązowe szaty wierzchnie, które opinały się na nich w przyjemny dla oka damskiej części publiczności sposób.

Mentorzy, wśród których był sam dyrektor Durmstrangu, Nikołaj Sokołow, założyli takie same futra jak ich uczniowie, jednak pod spodem nosili swoje własne, różnokolorowe szaty. Tak nauczyciele, jak i uczniowie, podpierali się na masywnych laskach, wykonanych w całości z ciemnego drewna, które przy zetknięciu z podłożem wydawały głuchy łoskot. Potęgowało to wrażenie tajemniczości i powagi, które rozsiewali wokół siebie reprezentanci Durmstrangu.

Dyrektor wylewnie powitał się z Madame Maxime i uścisnął dłoń Sokołowa, po czym równie przyjaźnie przywitał resztę opiekunów i zawodników, którzy przybyli na Olimpiadę. Hermiona nie mogła oderwać wzroku od jednego z nich.

- Spójrz na tego z lewej - szepnęła do Ginny.

Wzrok rudowłosej powędrował we wskazanym kierunku. Obiektem ich zaintereowania był młody zawodnik z Durmstrangu, na oko siedemnastoletni. Miał długie włosy koloru słomy, związane na karku w zgrabny kucyk. Jego twarz przecinała szpetna blizna, przechodząca przez lewe oko, sięgająca od czoła aż po policzek. Jednak jego oczy... Hermiona zadrżała. Mężczyzna miał pionowe źrenice i żółte tęczówki. Przypominał Gryfonce wiedźmina z mugolskiej książki.

- Wygląda strasznie. Mam nadzieję, że jego charakter nie jest odzwierciedleniem wyglądu - mruknęła do przyjaciółki.

***

- Severusie, nie miej takiej skwaszonej miny, bo pomyślę, że cię na starość artretyzm złapał. - Profesor McGonagall z werwą wkroczyła na podwyższenie, na którym stał stół nauczycielski. Sam zainteresowany nie zareagował na zaczepkę, jedynie jeszcze bardziej się skrzywił.

- Nie powinnaś zająć się jakimiś małymi Gryfoniątkami w potrzebie? O, na przykład pan Creevey - Snape wskazał na lekko zielonkawego Dennisa, skubiącego niemrawo jajecznicę. - Podobno został pogryziony przez jadowitą mantykorę na szlabanie z Filchem.

Ton, jakim ciemnowłosy wypowiedział tę uwagę, rozsierdził Głowę Gryffindoru i pozbawił ją resztek dobrego humoru. Wyżyła się na niewinnym kawałku ciasta, ale nie omieszkała odpowiedzieć.

- Sam go wysłałeś na ten szlaban Severusie. Po tym, jak biedny pan Creevey omal nie dostał zawału przez twoje wrzaski, przez co wrzucił do kociołka nie ten składnik, co trzeba.

- Gdyby mikstura była prawidłowo uwarzona, jego pomyłka kosztowałaby więcej niż ugryzienie mantykory. Z pewnością pozbawiłby się możliwości wysłuchiwania moich wrzasków - sarknął. - Poza tym nie wiem o co ci chodzi. Mój głos jest muzyką dla uszu - burknął.

- Ciekawe czyich. Nawet gnom nie wytrzymałby z tobą ani minuty.

- Severusie, Minerwo, po co te spięcia - odezwał się pojednawczo dyrektor i uśmiechnął zza okularów. - Za chwilę przybędą nasi goście.

W tym samym momencie drzwi Wielkiej Sali się otworzyły i do pomieszczenia wkroczyli przyjezdni. Severus z kpiącym uśmieszkiem obserwował żywą reakcję zgromadzonych uczniów, racząc się przy okazji sokiem dyniowym.

- Moi drodzy! Mam zaszczyt powitać w naszych skromnych progach przybyszów z Akademii Magii Beauxbatons oraz z Instytutu Magii Durmstrang. Mam nadzieję, że przyjmiecie ich jak najlepszych przyjaciół i będziecie kibicować im podczas zadań, jakie czekają ich podczas Olimpiady Magicznej. A teraz, wcinajcie!

Na stołach uczniów pojawiły się znakomite potrawy. Dodatkowy stół, ustawiony specjalnie dla zagranicznych gości, również uginał się pod ciężarem pieczonych kurczaków, puddingów, sałatek i deserów.

Severus zerknął jeszcze raz w kierunku przybyszów i pogrążył się w myślach. Nowy dyrektor Durmstrangu, wybrany na następcę Karkarowa nie był Śmierciożercą, ale w głębi serca zawsze był bardziej po tej złej stronie.

Snape rozpoznawał również uczniów, którzy zostali wybrani jako reprezentanci szkoły zarządzanej przez Sokołowa. Było to dwóch byłych Śmierciożerców, którym nigdy nie udowodniono winy oraz chłopak, który jako jeden z nielicznych nie przyłączył się do Czarnego Pana, choć jego wygląd mówił coś zupełnie innego. Blizna przecinająca niemal całą twarz, której dorobił się, próbując ochronić swoją matkę przed zemstą popleczników Voldemorta, długie, jasne włosy i pionowe źrenice tworzyły naprawdę ciekawy i niepokojący widok.

Georgi Popow. Severus spotkał go kilkakrotnie. Chłopak był dobrym wojownikiem, bardzo szybkim i zwinnym, znał wiele klątw i uroków, ale nie uciekał się do Czarnej Magii. Z pewnością będzie trudnym przeciwnikiem dla reszty uczestników turnieju. Mistrz Eliksirów zaklął w duszy, gdy zauważył, jak dwaj pozostali uczniowie Durmstrangu wpatrują się z nienawiścią wypisaną na twarzy w niczego nieświadomą Granger. Pięknie, jeszcze teraz brakowało mu tylko dwóch sfrustrowanych byłych kryminalistów, czyhających na życie jego podopiecznej. Severus wstał i posyłając mordercze spojrzenie dwóm gagatkom, wyszedł z sali, powiewając czarnymi szatami niczym kruk.

poniedziałek, 18 lipca 2016

Rozdział 3.

Kolejny rozdział oddaję w wasze łapki, jeszcze ciepły. Mam nowe pokłady energii i weny dzięki ponownemu zagłębieniu się w bez cukru i w Kiedy lwica walczy. To moje dwa ulubione opowiadania o Hermionie i Severusie. Mimo to ciężko pisze mi się dialogi między Draco a Snapem. Muszę się rozkręcić. Niedługo kolejna przerwa, spowodowana moim wyjazdem na Światowe Dni Młodzieży. Mam nadzieję, że wrócę z jeszcze większą energią i zapałem do pracy. Proszę was jeszcze tylko o komentarze, to naprawdę wiele dla mnie znaczy i motywuje do pisania! Enjoy!
PS Co powiecie na umieszczenie w tym opowiadaniu jeszcze dwóch nieszablonowych par?
PPS Mam nadzieję, że nie pokaleczyłam łaciny za bardzo tym jednym zdaniem w rozdziale? Jeśli ktoś się na tym zna, niech odpowie w komentarzu, będę bardzo wdzięczna. ☺
------------------------------
Mistrz Eliksirów przechadzał się zdenerwowany po swoim gabinecie. Właśnie odbył dość nieprzyjemną rozmowę ze swoim przełożonym i w dodatku odniósł wrażenie, że tylko dla niego była ona nieprzyjemna. W Severusie aż się zagotowało na wspomnienie dyrektora, zajadającego cytrynowe dropsy i spoglądającego na niego zza okularów połówek roześmianymi oczami. Być może faktycznie za bardzo dał się ponieść emocjom. Zawsze darzył dyrektora szacunkiem, była to jedyna osoba, która od początku wiedziała o jego niedawnej roli szpiega. Snape starał się przez cały wieczór wyobrazić sobie siebie jako Mentora, opiekującego się kimkolwiek albo stanowiącego dla kogoś wsparcie. Mężczyzna prychnął. Chciał tylko wyrazić przed dyrektorem swoje powątpiewanie w zasadność jego decyzji, ale nawet teraz dostrzegał, że użył przy tym zbyt wielu inwektyw. Całe szczęście Dumbledore nie wziął tego do siebie. Severus zastanawiał się, czy to przez tą ogromną ilość cukru, którą staruszek faszerował się każdego dnia.

W chwili, gdy mężczyzna zamierzał dać upust emocjom poprzez energiczne krojenie ingrediencji, rozległo się donośne pukanie do drzwi.

- Wejść! - warknął i odwrócił się z zamiarem obsztorcowania nieproszonego gościa. Gdy zobaczył w drzwiach młodego Malfoya, natychmiast uszło z niego całe powietrze. Mężczyzna westchnął. - Co cię sprowadza, Draco?

- Myślałem o naszej rozmowie - powiedział cicho blondyn, zamykając za sobą drzwi. - Jest... pewna sprawa, która nie daje mi spokoju. To nawet nie jest sprawa, tylko osoba...

Severus westchnął. Kiedy Draco stał się tak mało Ślizgoński?

- Wyduś to z siebie, nie mam całego dnia.

Draco odetchnął, momentalnie się prostując i odzyskując coś ze swojej dawnej arystokratycznej gracji. Jego głos stał się donośniejszy, a słowa wypływały z jego ust szybciej i płynniej, tak jakby zauważył, że przerwał pracę swojemu nauczycielowi.

- Kobieta, ojcze chrzestny - wyjaśnił. - Nie mogę przestać o niej myśleć.

Cholera, mruknął Snape do swoich myśli, musiał wybrać sobie akurat jedyną rzecz, na jakiej się nie znam.

- Jeżeli jeszcze powiesz, że to Gryfonka z szopą na głowie i nazywa się Panna Wiem-To-Wszystko, to pozostanie mi tylko życzyć ci szerokiej drogi - parsknął z udawanym jadem. Tak naprawdę, w głębi duszy, niezmiernie bawiła go ta sytuacja. Malfoy w sidłach kobiety, kto by pomyślał.

- Prawie, Severusie - rzekł Dracon, po raz pierwszy od długiego czasu zwracając się do niego po imieniu. - To Weasley.

***

Posiłek w Wielkiej Sali upływał pod znakiem nadchodzącej ceremonii wyboru zawodników Olimpiady Magicznej. Hermiona nerwowo przeżuwała kanapkę, która nie miała dla niej żadnego smaku i rosła jej w gardle tak, że z trudem przełykała kolejne kęsy. Nie mogła zrozumieć, dlaczego tak się denerwowała - przecież przeżyła wojnę, poszukiwanie horkruksów, represje ze strony Śmierciożerców... na Merlina, przecież przeżyła siedem lat ciągłych eskapad z Harrym, mających na celu albo ratowanie kogoś, albo zabicie lekko zbzikowanego czarnoksiężnika! Mimo to nadal uczucie zaniepokojenia ściskało jej żołądek.

- Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha, Hermiono - zaśmiał się Prawie Bezgłowy Nick, pojawiając się nagle przed nią. - Jest piękny dzień, kolejna ważna data w historii Hogwartu! Ciesz się życiem - poradził jej Sir Nicholas i zniknął, zanim zdążyła odpowiedzieć.

- Moi drodzy, nadeszła ta wiekopomna chwila - zaczął dyrektor swoim wzmocnionym magicznie głosem. W momencie, gdy rozległy się jego kolejne słowa, Źródło Mocy pojawiło się na środku Wielkiej Sali. - Wierzę, że wszyscy, którzy się wahali, przemyśleli już wszystko i podjęli decyzję. Proszę teraz wszystkich kandydatów o ustawienie się wokół Źródła Mocy i wyciągnięcie w jego kierunku różdżek.

Hermiona wstała, cicho odsuwając krzesło. Od stołu Gryffindoru odeszło jeszcze kilka innych osób, między innymi Neville i Ginny, którzy uśmiechnęli się do niej krzepiąco i złapali ją z obu stron pod ramię. Na środek poczłapało również kilkunastu Krukonów i niemal połowa uczniów Slytherinu. Hermiona parsknęła w duchu. Obietnica wiecznej chwały była dla nich z pewnością niezmiernie kusząca. Luna, która również wstała od stołu i skierowała się ku Źródłu, pomachała im radośnie i rozmarzonym wzrokiem wpatrzyła się w magiczny artefakt. Neville niemal od razu się zarumienił. Wszyscy wiedzieli, że ta dwójka ma się ku sobie od jakiegoś czasu, tylko tak jakby sami zainteresowani tego nie zauważali.

- Co u ciebie, Luno? - spytała z uśmiechem Ginny, gdy podeszli do bujającej w obłokach blondynki.

- Wiecie, że kamień, z którego zrobione jest Źródło, odstrasza gnębiwtryski? Tata opowiadał mi, że...

- To naprawdę fascynujące Luno. Musimy o tym później porozmawiać - przerwała jej Hermiona i pociągnęła przyjaciół w stronę kręgu, który już formował się na środku Wielkiej Sali.

Dziewczyna zerknęła w stronę stołu Hufflepuffu. Z domu Helgi zgłosiła się tylko jedna uczennica, która teraz zmierzała powoli ku reszcie kandydatów. Z pewnością uczniowie z tego domu mieli jeszcze w głowach wydarzenia, które rozegrały się pod koniec Turnieju Trójmagicznego i śmierć jednego z ich kolegów. Gryfonka westchnęła. Puchoni nigdy nie wyróżniali się dużymi pokładami męstwa i odwagi.

- To Madeline Adler, kuzynka Cedrika - szepnął Neville, zauważając jej spojrzenie w kierunku samotnej dziewczyny. - Jest od nas rok młodsza.

Hermiona nie pytała, skąd Neville to wiedział i całą swoją uwagę skierowała na Puchonkę. Nie była specjalnie ładna, jej twarz znaczyły blizny po trądziku, a na jej ustach próżno było szukać uśmiechu. Jednak to jej długie, ciemnobrązowe włosy i błękitne oczy przyciągały uwagę i sprawiały,  że była naprawdę interesująca.

- Proszę was teraz o wyciągnięcie swoich różdżek w stronę Źródła Mocy. Tak, bardzo dobrze - instruował dyrektor. - Niech każdy z was się skupi i wypowie słowa zaklęcia oraz swoje imię i nazwisko. Zaklęcie brzmi Paratus Sum.

Hermiona uśmiechnęła się pod nosem na tak jawne zapożyczenie z łaciny. Gdy wypowiedziała słowa zaklęcia, w jej stronę wystrzelił promień srebrnego światła i połączył się z jej różdżką. Gryfonka czuła ciepło i moc, promieniujące od dłoni w której trzymała różdżkę. Ogarnął ją świetlisty obłok i poczuła, że unosi się coraz wyżej i wyżej, ponad uczniów zgromadzonych w Wielkiej Sali. Wyczuwała w sobie siłę, której wcześniej nie było. Nagle, wszystko stało się dla niej jasne, a przed jej oczami ułożyły się srebrne litery, z których mogła wyczytać nazwisko swojego opiekuna. Zadrżała.

***

Severus Snape obserwował z grymasem na twarzy, jak troje uczniów wybranych przez Źródło Mocy unosi się w górę i całkowicie zasłania je srebrny obłok magii. W Wielkiej Sali rozległy się zaniepokojone szepty uczniów, którzy zbyt dobrze pamiętali, co stało się z Diggorym, jednak Dumbledore szybko ich uciszył.

Granger, Adler, Malfoy. Na usta Severusa wpłynął złośliwy uśmieszek. Spodziewał się takiego wyboru. Cała trójka ambitna i na swój sposób nieprzewidywalnia. Na dodatek byli piekielnie zdolni, to Snape musiał przyznać bez bicia. Miał tylko nadzieję, że nie będzie miał wątpliwej przyjemności być Mentorem Panny Wiem-To-Wszystko lub Panny Adler. Dracona jeszcze jakoś by ścierpiał, choć i tak uprzykrzało mu się niańczenie go. Malfoya znał jednak od dziecka i czuł się za niego odpowiedzialny, podczas gdy Granger była irytującą do granic możliwości Gryfonką, a Adler Puchonką, która, w jego ocenie, bardziej pasowałaby do Slytherinu.

W chwili, gdy jeszcze lekko oszołomieni wybrańcy (Severus nienawidził tego słowa i miał z nim jednoznaczne skojarzenia) opadli na ziemię, niemal cała Wielka Sala poderwała się ze swoich miejsc, by gratulować przyszłym zawodnikom i pocieszać resztę kandydatów. Grono Pedagogiczne musiało siłą odganiać falę rozentuzjazmowanej młodzieży. Mistrz Eliksirów nawet nie ruszył się z miejsca i przyglądał się temu z pogardliwym uśmieszkiem.

- Cisza! Dajcie im odetchnąć, na gratulacje przyjdzie jeszcze czas! - Słowa Dumbledore'a od razu przywołały wszystkich do porządku. - Teraz są oni jeszcze pod działaniem Mocy. Ujawnijcie nam imiona swoich Mentorów! - Siwobrody zwrócił się do trójki reprezentantów, którzy wyprostowali się i ruszyli na sam środek pomieszczenia, jakby kierowani jakąś niewidzialną ręką. Najpierw odezwała się Madeline, później Draco, a na samym końcu Hermiona.

- Filius Flitwick!

- Remus Lupin!

- Severus Snape!

Snape zerwał się ze swojego miejsca w momencie, w którym usłyszał swoje nazwisko z ust młodej Gryfonki. Zaklął siarczyście, gdy poczuł, jak niewidzialna siła ciągnie go ku burzy brązowych loków i ukrytej pod nią dziewczynie. Zaklął ponownie, gdy zdał sobie sprawę z tego, że to nie żart. Tylko nie ona, nie Wiem-To-Wszystko Granger, zaklinał w myślach.

Kątem oka zauważył, że do pozostałych zawodników kierują się Lupin i Flitwick, również prowadzeni tą magiczną siłą. Zagapił się na nich i nie zdążył wyhamować, gdy Moc popchnęła go w kierunku Hermiony. W rezultacie dość niezgrabnie na nią wpadł i miał nikłą przyjemność bliskiego obcowania z jej czupryną.

- Uważaj jak łazisz, Granger. Pięć punktów od Gryffindoru - mruknął z przyzwyczajenia, lekko oszołomiony i nie do końca świadomy tego, co mówi.

- Miły początek współpracy- sarknęła. - To pan na mnie wpadł, profesorze.

Dopiero słowa Gryfonki go otrzeźwiły. Odpowiedział jej jednym ze swoich najpaskudniejszych grymasów i odwrócił się ostentacyjnie w kierunku Albusa.

- Wspaniale, wspaniale! - Dyrektor aż promieniał ze szczęścia, a zza jego okularów połówek spoglądały oczy tak radosne, jakby dowiedział się, że Gwiazdka przyszła kilka miesięcy wcześniej. - Teraz, jeśli nikt nie ma nic przeciwko, chciałbym...

- Ja mam coś przeciwko, Albusie - warknął cicho Snape, tak, by tylko dyrektor i kilka najbliżej stojących osób mogło go usłyszeć. - Nie zamierzam brać udziału  w tej farsie i ty dobrze o tym wiesz.

- Niestety, Severusie... - Dyrektor posmutniał, ale jego oczy nadal się śmiały. - Decyzje Źródła Mocy są niepodważalne. Nie mogę tego cofnąć ani zatrzymać.

- Jeszcze zobaczymy - syknął do siebie Snape. Hermiona usłyszała to i głośno przełknęła ślinę. 

piątek, 15 lipca 2016

Rozdział 2.

Przepraszam za taką przerwę między pierwszym i drugim rozdziałem (7 m-cy to kupa czasu). Bardzo prawdopodobne, że to opowiadanie zajmie mi z 10 lat, jak to napisała pewna czytelniczka w jednym z komentarzy. Dziękuję za tak duży odzew pod pierwszym rozdziałem, to wiele dla mnie znaczy. Mam nadzieję, że was nie zawiodę, bo mam wielki talent do partaczenia wszystkiego, za co się biorę ☺ Miłego czytania!
__________________________
Severus Snape, ubrany w ciemną szatę, skryty pod jeszcze ciemniejszą peleryną, przechadzał się brzegiem jeziora. Był to jeden z tych nielicznych skrawków plaży, który był skryty wśród drzew i dlatego nie był uczęszczany przez uczniów. To miejsce wybierały tylko osoby, które szukały spokoju, a takich w Hogwarcie było bardzo mało. Było ono idealne na tajemne spotkania i roztrząsanie jeszcze bardziej tajemnych myśli. Mistrz Eliksirów oparł się o pień masywnego dębu. Czekał na kogoś.

- Draco... spodziewałem się, że przybędziesz punktualnie - mruknął starszy mężczyzna, usłyszawszy nastolatka jeszcze zanim ten wyłonił się zza drzew. Długoletnie szpiegowanie teraz procentowało.

- Chciałeś ze mną porozmawiać, ojcze chrzestny? - zapytał Draco Malfoy, strzepując pyłek ze swojej drogiej szaty. Była ona jedną z niewielu rzeczy, która pozostała po jego dawnym życiu. Jego rodzice zginęli w walce z aurorami, szukającymi pozostałych przy życiu Śmierciożerców. Blondyn został z niczym, uniknął Azkabanu tylko dzięki protekcji Albusa Dumbledore'a i stojącego przed nim, ciemnowłosego mężczyzny. Teraz uczył się żyć w nowym świecie, a Severus Snape mógł mu w tym pomóc. Pomóc wystartować w życie, którego jego rodzice nigdy by dla niego nie wybrali. Chłopak potrząsnął głową, wyrzucając z niej przykre myśli.

- Dyrektor poprosił mnie, bym przekazał ci, że chce się z tobą zobaczyć jutro po śniadaniu. Jednak nie tylko po to cię tu wezwałem - dodał szybko nauczyciel, widząc, jak ramiona Draco opadają, a jego głowa się odwraca. - Wiesz, że jestem teraz twoją jedyną rodziną. Nie myśl, że nie zauważyłem, że od pewnego czasu jesteś przesiąknięty czarną magią. Nie przypadkiem przeżyłem tyle lat w roli podwójnego szpiega przed obliczem Czarnego Pana. Co planujesz?

- Nie twój zasrany interes, Snape - warknął młody Malfoy. Nie miał zamiaru słuchać tej moralizatorskiej gadki po raz kolejny. Był już pełnoletni i nie zamierzał zdawać relacji z każdego swojego poczynania.

- Szacunek, Malfoy - odpowiedział chłodniejszym tonem Snape. - Tu nie chodzi o mój lub twój interes. Czarny Pan nie żyje, nie musimy się już chować za murami budowanymi z czarnej magii i kłamstwa.

- Zmiękłeś na starość, ojcze chrzestny. - Draco wykrzywił wargi w parodii uśmiechu, jednak jego maska opadła tak szybko, jak się pojawiła. Mistrz Eliksirów ujrzał skrzywdzonego, zagubionego Ślizgona, któremu nie był w stanie pomóc wtedy, gdy ten go najbardziej potrzebował. Severus przeklinał w myślach te niewykorzystane okazje, przez które Draco musiał dorosnąć zbyt szybko.

- Opowiedz mi, Draco. Mogę ci pomóc - szepnął ciemnowłosy i spojrzał w oczy swojego podopiecznego.

***

- Proszę, proszę... Księżniczka Wszystkich Szlam Granger we własnej osobie.

Hermiona obróciła się, zaciskając pięści.

- Malfoy - powiedziała, starając się, by nie zabrzmiało to jak obelga. Nie chciała kłopotów. Wiedziała, że nie wygra pojedynku z Malfoyem. Chociaż umiejętnościami i szybkością biła go na głowę, to miała przeczucie, że chłopak nie będzie się wahał użyć Niewybaczalnych. 

- Co taka... - Malfoy zmierzył ją pogardliwym spojrzeniem i skrzywił się - pilna uczennica robi na błoniach Hogwartu podczas ciszy nocnej?

Księżyc w pełni oświetlał ich sylwetki, gdy mierzyli się nawzajem czujnymi spojrzeniami. Oboje przebywali nad jeziorem w tym samym celu, choć nigdy by się do tego przed sobą nie przyznali - byli zagubieni wśród swoich myśli. Chcieli odnaleźć równowagę, zatapiając się głęboko we własne umysły.

- Mogłabym zadać to samo pytanie - odpowiedziała szybko dziewczyna i zacisnęła dłoń na różdżce skrytej w fałdach szaty.

- Granger, 10 punktów od Gryffindoru za przebywanie poza dormitorium podczas ciszy nocnej. - Za plecami Ślizgona rozległ się nienawistny głos Opiekuna Slytherinu. - To, że jesteś Prefektem, nie zwalnia cię z obowiązku przestrzegania regulaminu - warknął, uciszając wszelkie protesty z jej strony i całkowicie pomijając fakt, że jego wychowanek również nie był w łóżku.

Hermiona zagotowała się od tłumionej złości. Drugi raz w ciągu jednego dnia ten dupek potraktował ją niesprawiedliwie i obraził jej gryfońską dumę. Drugi raz, mimo, że nawet nie miała tego dnia Eliksirów!

***

Brązowowłosa Gryfonka była w dobrym humorze. Mimo, że wciąż była wściekła na Malfoya i Snape'a, nocna konfrontacja z nimi pozwoliła jej pozbyć się złych emocji, które w niej buzowały. Z zadowoleniem zajadała się swoją owsianką, w myślach układając plan kolejnego eseju na Transmutację. Nagle ze swojego miejsca wstał Dumbledore i podszedł do mównicy, która pojawiła się obok stołu nauczycielskiego. Hermiona westchnęła. Wiedziała, co starzec chciał im powiedzieć.

- Moi drodzy! - W Wielkiej Sali rozległ się magicznie wzmocniony głos dyrektora szkoły, który sprawił, że wszystkie rozmowy ucichły, a oczy wszystkich uczniów i nauczycieli skierowały się na siwobrodego staruszka. - Poprzedni rok był dla nas bardzo smutny. Zwycięstwo nad złem zostało okupione wieloma stratami. Nie będziemy jednak teraz rozpływać się w smutku nad tymi, których już nie ma. Pozostaną oni na zawsze w naszej pamięci, ale życie toczy się dalej. Aby uczcić ich pamięć oraz aby sprawdzić zdolności naszych uczniów, postanowiliśmy wraz z przedstawicielami Durmstrangu i Beauxbaton rozegrać Olimpiadę Magiczną.

Przez całą salę przetoczyła się fala podnieconych szeptów. Tylko nieliczne wtajemniczone osoby zachowały spokój i czekały na kolejne słowa Dumbledore'a. Ten uciszył niesfornych uczniów gestem i kontynuował.

- Jest to konkurs, w którym bierze udział troje uczniów z każdej szkoły, czyli dziewięcioro zawodników. Składa się z trzech etapów, w każdym z nich odpada po jednym uczestniku z każdej szkoły. Mogę wszystkich zapewnić, że jest o wiele bezpieczniejszy od Turnieju Trójmagicznego, choć wymaga równie wielkich zdolności i wiedzy - dyrektor zamyślił się, gładząc dłonią swoją długą brodę. Jego spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Hermiony, która niemal momentalnie odwróciła wzrok.

- Każdy, kto zdecyduje się wziąć udział w Olimpiadzie, musi być pewien tego, co robi. Zawodników wybierze nie Czara Ognia, a Źródło Mocy. Będzie się ono kierować tym, czego Czara nigdy nie brała pod uwagę - waszym umysłem. Wybór padnie na tego, kto zgłosi się z własnej woli i będzie w pełni świadomy swojej decyzji. Źródło jest wyjątkowym i bardzo potężnym artefaktem magicznym, którego nie da się w żaden sposób oszukać. - Mówiąc to, Albus wyciągnął prawą dłoń i przywołał na środek Wielkiej Sali srebrny kufer. Każdy z obecnych śledził przedmiot zaciekawionym wzrokiem, gdyż nawet najsłabsi czarodzieje wyczuwali bijącą od tego przedmiotu moc. Kolejny ruch dłoni dyrektora wystarczył, by pudełko otwarło się, ukazując swoją zawartość.

Nad pokrywę kufra uniósł się przezroczysty kryształ, od krótego bił niebieskawy blask. Wokół niego unosiła się delikatna, skrząca setkami barw mgiełka. Hermiona westchnęła, spoglądając w stronę Żródła. Było piękne. Jego moc była piękna. O drżenie przyprawiał ją fakt, że była tak blisko tak silnego magicznego artefaktu. Tak wielkie oddziaływanie czuła przedtem jedynie w obecności horkruksów, jednak tamto doznanie było nieprzyjemne, a to wręcz przeciwnie.

- Oto Źródło Mocy. Zdecyduje ono nie tylko o tym, jakich zawodników wystawi nasza szkoła - ciągnął dyrektor, jednak uwaga każdego była teraz skupiona na magii pulsujacej w centrum sali. - Wybierze ono również Mentorów, którzy zaopiekują się swoimi podopiecznymi podczas zawodów. Będą oni wybrani spośród Grona Pedagogicznego i mają stanowić mentalne i naukowe wsparcie dla zawodników.

Wszyscy drgnęli na te słowa i zwrócili swoją uwagę ku dyrektorowi. Słowa starca były zaskoczeniem zarówno dla uczniów, jak i dla nauczycieli. Severus Snape spojrzał na swojego pracodawcę zmróżonymi oczami. O tym nie było wcześniej mowy.

- Konkurs zostanie rozegrany w naszej szkole, podobnie jak kilka lat temu Turniej Trójmagiczny. Przyjadą do nas jednak tylko wybrane trójki uczniów wraz z Mentorami z Durmstrangu i Beauxbaton, a nie wszyscy kandydaci, jak to było ostatnim razem. Na koniec pragnę tylko dodać, że zgłosić się mogą osoby powyżej piętnastego roku życia, ze względu na zaawansowaną magię, potrzebną do ukończenia tego wyzwania.

***

- Ginny... nie śpisz? - szepnęła Hermiona, przewracając się z boku na bok. Nie mogła zasnąć i nie pomagało tu nawet czytanie po raz setny Historii Hogwartu. Dziewczyna nie była nawet pewna powodów swojej bezsenności. Poranne słowa dyrektora nie wywarły na niej wrażenia, wiedziała o Olimpiadzie już wcześniej. Nie było to też spowodowane konfrontacją z Mistrzem Eliksirów na jego lekcji, który odjął jej dwadzieścia punktów za rzekome "błędy w sztuce warzelnictwa". Dziewczyna prychnęła. Każdy widział, że jej eliksir był doskonały. Jednak również to nie spowodowało jej bezsenności.

- Tak. Ty też nie możesz zasnąć? - odpowiedziała rudowłosa i odwróciła się w stronę przyjaciółki.

- Mam mentlik w głowie - wyjaśniła tamta. - To pewnie przez to Źródło Mocy. Czytałam gdzieś, że...

- Hermiona, nie zaczynaj, proszę cię - mruknęła Ginny, uśmiechając się pod nosem. - Zaczynam rozumieć Harry'ego i Rona.

- Ginewro Molly Weasley, Gryffindor traci przez ciebie punkt za obrazę majestetu Prefekta! - zaśmiała się brązowowłosa, niezwykle dobrze udając Percy'ego. - Zgłosisz się do Olimpiady? - zapytała normalnym tonem, gdy ich śmiech ucichł.

- Myślę, że tak. - odparła. - A ty? Dyrektor poprosił cię osobiście - wspomniała najmłodsza latorośl Weasleyów.

- Wczoraj wydawało mi się to absurdalne, ale zgłoszę się. - Hermiona poprawiła się na łóżku, owijając się szczelniej kocem. To była zimna noc. - Martwi mnie jedynie to, że Źródło wybierze dla nas Mentorów. Wyobrażasz sobie trafić na Snape'a?

Obie dziewczyny parsknęły śmiechem i spojrzały na siebie.

- No co ty - mruknęła Ginny sennym głosem. - On pewnie dostanie jakiegoś milutkiego Ślizgona. A poza tym, przecież nie mogłabyś mieć aż takiego pecha, prawda?

piątek, 1 stycznia 2016

Drabble 1 ~ Ucieczka [HG/SS]

Krótko i chaotycznie. NIGDY WIĘCEJ DRABBLE! Zamiast pisać rozdziały zajmuję się tym... Jestem na lekkim kacu moralnym, więc za wszelkie nieścisłości (które i tak zbyt często mi się zdarzają XD) przepraszam. Co mogę jeszcze napisać? Miłego czytania! 
_____________________________

Pędziła korytarzem, jakby była ścigana przez tuzin Śmierciożerców. Była to w pewnym sensie prawda, choć biegł za nią tylko jeden Śmierciożerca, w dodatku od dawna nieaktywny. Schowała się za zakurzoną zbroją, sądząc, że jej nie znajdzie i pobiegnie dalej. Przeceniła jednak swoje możliwości. Severus Snape złapał ją za ramiona i przyciągnął do siebie, całując mocno i namiętnie, aż zabrakło im tchu. Hermiona wczepiła dłoń w jego włosy, on jednak wyplątał się z jej uścisku i głosem nabrzmiałym podnieceniem szepnął jej do ucha jedno, tak długo wyczekiwane słowo...

- Berek.

Po czym puścił się biegiem korytarzem, jakby był ścigany przez tuzin Śmierciożerców.